"Kwiecisto-Cytrynowa historia ku pamięci dla potomności, o permanentnej utracie pewności."
Kwiaty, cytryn pachną
Jak widokówki ze snów.
Ręce, które mają szczęście
dotykać kwiatów cytrynowych
nie mogą czuć się zbyt pewne.
Drżeć też nie mogą.
Wystarczy nieopatrzny ruch ręki,
Aby kwiat upadł.
Może nie w błoto
Bo błota nie ma
Na cytrynowych polach.
Strącony kwiat
Spada na ziemię
A rośnie bliżej nieba.
Bliżej słońca.
Cytrynowe drzewa
Sięgają wyżej niż senne marzenia.
Wspiąłem się na palce.
Chciałem być jak najbliżej
kwiatu.
Chciałem przy nim pozostać
Bliziuteńko
Jak najdłużej.
Jeszcze chwilę chciałem
Pozostać
I słuchać
Jak oddycha, jak bije serce
Kwiatu.
Jakże jednak stać dłużej
Wspięty na palcach?
Musnąłem kwiat. Opadł.
Opadł...
Kwiat...
Nigdy nie będzie z niego
Cytryny,
Która mogłaby ucieszyć
Ludzkie usta
Zapachnieć w domu
Przeziębionemu
Szeptać o Miłości.
Miłości słonecznej i cytrynowej.
Nie będzie
Cytryny
Bo ja
Zasnałem,
Nie obudziłem się na czas
Aby stanąć bliziutko, gdy jej kwiat
Rozkwitał w słońcu.
Spałem.
Musiałem
Wspiąć się na palce.
Niech mi to wybaczy
Kwiat
Który pachnie
Jak sen kolorowy.
Niech mi to wybaczy
Dom który nie pachnie
Cytryną.
Niech mi to wybaczy
Miłość
Która jest słoneczna.
Ale nie cytrynowa.
Niech mi to wybaczy
Bóg.