Riverside
Namieszało w progresywnym światku muzycznym jak i w moim osobistym świecie swym debiutem (Out Of My Self) póżniej singlem (Voices In My Head).
Kolejną płytą - Second Life Syndrome oraz Konczącą "Senną Trylogię" Rapid Eye Movement utrwaliło obraz zespołu jako jednej z najciekawszych grup początków czasów w których przyszło mi egzystować.
Muzycznie Riverside splata różne style, począwszy od art-rocka przez muzyke eksperymentalno-instrumentalną skończywszy na prog-metalowych wynalazkach.
Płyty kompletnie przemyślane - zarówno od strony muzycznej, jak i tekstowej.
Tyle tytułem wstępu, czas przejsc do sedna sprawy mianowicie Koncept jaki zaprezentowali nam "Brzegorzeczni" jest jak narazie bezprecendensowym zjawiskiem, którego interpretacja jest indywidualną i osobistą kwestią.
Pierwsza część trylogii "Snu na Jawie", Opuszczenie.
Out Of Myself
Bez wątpienia może być odpowiedzialna za utratę słuchu. Bo kiedy załozy się już słuchawki lub siądzie przed głosnikami i wciśnie play, palce co chwila przyciskają klawisze volume up na pilocie lub odtwarzaczu. Wszystko za sprawą muzyki, która każdym dźwiękiem rozrywa głowę i zagnieżdża się głęboko w świadomości. Przygniata dynamiką
i tworzy wizje realnego snu zacierającego wspomnienia, pamięć, zmieniającego poczucie rzeczywistości. Autor przygotował płytę, która nie może się znudzić, w której równowaga różnych nastrojów i brzmień jest naturalna i oczywista, a wspaniała melodyka i dynamizm zasługują na bezgraniczne oddanie się dzwiękom.
Ale najważniejsza na płycie jest opowieść - o rozczarowaniu, samotności , zawiedzonych uczuciach, upadkach i podnoszeniu się z dna. Ta tematyka nierzadko była kanwą piosenek i płyt, tylko czasami wydobywając z się pokładów banalności i taniej mody. Riverside nie osiadło na mieliznie ckliwości i banału, piosenek lekkich łatwych i przyjemnych, a historia o walce z samym sobą, o próbie przełamania samotności staje się wyraziście prawdziwa, podkreślona muzyką.
Ta muzyka ma niemalże wartość terapeutyczną, jest niczym lek uśmierzajacy ból i leczący chore myśli. A te nie mogą być wesołe, jeżeli chce się kochać, być strachem i nadzieją, smutkiem i radością, czynem, słowem, nienawiścią i miłością, słowem żyć pełnią życia (The Same River), ale wciąż pozostaje się zniewolonym samotnikiem, bojącym się zagubienia w rzeczywistości, którego największym pragnieniem jest uwolnić się od siebie samego (Out Of My Self).
Stawiająca na nogi chwila nadziei w której bohater uczy się rozumieć rzeczywistość (I Belivie), po to by upaść i stracić wiarę (Loose Heart). Mieszajace w głowie Niezdecydowanie (In Two Minds) bezsilne wzywanie anioła stróża wyręczającego kostuchę (The Curtain Falls) zdaje się być dobrą zabawą dla Kogoś rozstawiającego figury na szachownicy przeznaczenia. Finałowy smutek i mrok zamrożony uczuciem obojętności i nadzieją na brak nadziei sprawia, że ostatni (OK) mimo tytułu, staje się kolejnym stopień do bezbrzeżnej rozpaczy...