Po wielu próbach, foto wyszło, jak chciałam.
Te lampki odbijają się w moim oku nijakiej barwy i są jak dusza, jedno światełko gaśnie, zapala się inne i kolorów tam w bród.
jedno się kończy, zaczyna się nowe.
jedne plany biorą w łeb, pojawiają się inne.
Can i be any more god-damn optimistic?! I to mnie we mnie drażni. Nawet jak mi się świat zawali, nie będę się dołować, jak każdy, zaraz sobie znajdę jakieś dobre strony i kolejne światełko w kolejnym tunelu. A może tak powinno się postępować..? Przechodzić nad czymś do porządku dzinnego, jak to ludzie mówią. Jedno wiem, czasem chciałabym coś opłakać, ubolewać nad tym, ale nie potrafię. Nie dłużej, niż dzień-dwa. Tak i teraz. Jest mi źle. Moje plany poszły się yyyy... poszły tańczyć ^^ i faktycznie jestem skrzywiona, ale szukam sobie dobrych stron i zaraz myśl "a może tak miało być..?". Bo może miało...
Ale ja to mam nawalone w garach co? xD [chociażby taka notka o niczym..]
x