Wracam.
Bogatsza o nowe doświadczenia,
nowe znajomości.
I jakby nie patrzeć o nowe troski,
nowe zmartwienia.
Było ciężko i nic się nie zmieniło,
dalej jest.
Ciągle upadam, ciągle próbuje się też podnieść.
Tylko to nie latwe.
Bo ile razy można się podnosić po upadku?
No ile?
Może powinnam się już przyzwyczaić w końcu tyle
razy upadałam, potem musiałam się podnieść.
Ale nie, to tak nie działa.
Nie da się przyzwyczaić do upadania.
Po prostu się nie da.
Kolejny nowy upadek wywołuje ogromne emocje.
Kolejny raz z oczu płyną łzy.
Ludzie pytają co się stało.
Ty jakby nigdy nic znowu odpowiadasz NIC.
Ale ile niewypowiedzianych słów kryje się pod
jednym , krótkim, głupim NIC?
No ile?
W każdym zmartwieniu , w każdej porażce
jest to inna liczna słów, inna liczna emocji
o których nie chcemy mówić,
których się wstydzimy.
Nie chcemy żeby inni widzieli jacy jesteśmy słabi.
Chcemy sami zmierzyć się ze swoimi zmartwieniami.
Tylko czy sami damy rade?
Ludzi słabi jak i silni potrzebują obecności drugiej osoby,
potrzebują rozmowy, potrzebują wsparcia mimo wszystko.
Mimo, że odtracamy innych to tak naprawdę
nasza dusza krzyczy pomocy..