takie dzieło sztuki mijam za każdym razem gdy idę do Biedronki :P cichy wielbiciel? xd
zostałam zainspirowana do napisania o zaufaniu.
w moim życiu to była zawsze dość specyficzna kwestia.
mój pierwszy facet zapytał mnie:
- lubisz mnie?
- lubię.
- ale ty przecież lubisz wszystkich, nawet te małe obrzydliwe żyjątka z dna oceanu?
- dokładnie.
- cholera jasna!
i zaufaniem było podobnie. niektórzy mówią wręcz o wyjątkowej naiwności z mojej strony, o tak.
kiedy pojechałam na swoją pierwszą wielką wyprawę stopem (Bieszczady '09) wróciłam z irracjonalnym zaufaniem do świata. przekonaniem, że czuwa nade mną jakaś wyższa siła, która nie pozwala by stało mi się coś złego.
często zdaża się, że mam 10 sekund by komuś zaufać, zanim wsiądę z nim do samochodu.
albo idę spać do domu do kogoś, kogo właśnie spotkałam na ulicy. w Macedonii.
ale również na codzień zdaża mi się, że jadę sama do faceta do innego miasta, którego poznałam na koncercie i rozmawiałam z nim 10min. albo idę po imprezie na noc do faceta, którego znam tylko z widzenia. z 2 jego kolegami. ale mamy wspólnych znajomych, więc co z w tym złego?
ale jest coś więcej niż taki rodzaj zaufania.
intymność. mam na myśli rodzaj bliskości między dwoma osobami, bardzo trudnej do ujęcia w słowa, opartej na bezgranicznej akceptacji. wtedy bez skrępowania możesz podzielić się z nią każdą myślą. albo prać razem gacie.
tak samo wiem, że gdyby Fotis kazał mi skakać z okna i obiecał, że nic mi się nie stanie, to tak właśnie by było.
--
większość czasu spędzam teraz na myśleniu o Poznaniu!
planuję sobie jadłospis i wybieram się na Święto Pyry! :D:D
z drugiej strony po zlocie na nowo zakochałam się w swoim Szczepie. ostatni rok był fatalny pod względem harcerskim dla mnie, właściwie wcale go nie było. nagle znów mi dobrze. nie tylko z naszymi starymi wyjadaczami, ale całą resztą. rozmowy na Wawelu były magiczne (z Misiejukową, Duśką), gadanie o karate z Zuzą, nie wspominając o wymienieniu się spódnicą z Weroniką. i Zawieja, mimo że już nie jestem zastępową, to nadal mam o czym pogadać z przyszłorocznymi wędrowniczkami ;)
i miałam kosmiczną bekę jak w tramwaju wymyśliliśmy z Jackiem, że wyjdę za mąż z kaprysu, za grajka którego po prostu zgarnę z ulicy i będę go utrzymywać. to takie w moim stylu, prawda?
coś mi się wydaje, że będę krążyć między Bydgoszczą i Poznaniem baaardzo często.
i to błagalne spojrzenie Michała, kiedy pytał: ale widzimy się we wrześniu na zbiórce?
zapomniał głuptasek, że mam jeszcze cały miesiąc wakacji. a potem zobaczymy.
i uzupełniam śpiewnik, co by było co spiewać oprócz Sznurka, na biwaku poobozowym.
to wszystko powoduje, że jestem bardzo szczęśliwą osobą.