Nienawidzę tego okropnego natłoku myśli, walki pomiędzy tym, że nie mam za grosz siły z Tobą walczyć, a tym, że jak nie stoczę kolejnej walki to po prostu polegnę, zniknę. Jesteś cały czas, cały czas w mojej głowie. Chwilę po obudzeniu i tuż przed snem. Jesteś zawsze i nie chcesz odejśc. Brzydzę się Tobą, tym, że nękasz mnie już tak długo, brzydzę się życiem z Tobą. I gdy zaczynam to analizować jestem takim malutkim okruszkiem, jak płatek śniegu jak coś co nie ma szans. Opadam pod Twoim ciężarem, pod Twoim wielki okropnym ciężarem. Boję się każdego dnia, każdej chwili w której znów będziesz ze mną, boję się Ciebie, boję się nawet siebie w tych chwilach. I z dorosłej, silnej kobiety staję się małą dziewczynką zamkniętą gdzieś tam w ciemnym pomieszczeniu bez klamek. Sama, bezradna, ze łzami w oczach.
Odejdź, proszę.