Jestem niewolnicą jego miłości.
Widziałam się z nim. Unikałam, spojrzeń, uśmiechów, gestów. Ale on był obok gdziekolwiek bym nie poszła był obok. Siedział i próbował nawiązać temat. Starał się. Później mu uciekłam, odmówiłam zbliżenia, choć nalegał w dość prymitywny, a zarazem delikatnie brutalny sposób. Uciekłam. Siedziałam sama, a ludzie się przewijali, mijali minuty i przyszedł on. I wtedy nagle jakby wszyscy się znówili. Wyszli, zostaliśmy sami. Mogłam cieszyć się jego dotykiem, śmiechem, spojrzeniami. Przytulał mnie i opowiadał o miłości. Nie do mnie, ogólnie o miłości. I wtedy czułam się szczęśliwa. I wtedy zrozumiałam, że próba odkochania poszła na marnę. Kocham go. Wszyscy mówią, że on do mnie też coś czuje, ale co? I kiedy się uajwini? A może jestem zabawką? Cholerna niepewność.
Dzisiaj było w miarę dobrze, choć mało zdrowo, a na koniec dnia zjadłam czekoladę i pączka. Jakoś teraz dostanę lapka to będę wchodzić codziennie, a teraz tak sporadycznie, bo ten komp to zgroza. Obiecuję poprawę w kwestii diety jak i wchodzenia tutaj.