nienawidzę jesieni. naprawdę. ale czasem, to nawet ja lubię. pod wieczór, kiedy nie ma wiatru, i tylko pomaranczowe slonce przesuwa się wolno po niebie. i nienawidzę gnijacych lisci. ale czasem je lubię, bo może fajnie wychodza na zdjęciach. co roku narzekam na deszcz, od tego nie ma ustępstwa. rok temu w jesien kochalam kogos. haha, kochalam.. nie, to nie byla milosc. tak patrzę sobie teraz na niego i nie mogę uwierzyć, jakim cudem. teraz to on mnie kocha.. haha, kocha! nie, to nie milosc, nigdy nie będzie. rok temu zniszczyl mnie. powinnam nienawidzić tego sloneczka jesiennego. nie wiem, czemu lubię taka pogodę. taka jaka byla najczęsciej rok temu.. kiedy.. zabijal mnie. huh, zapomnialam, wiecie? nienawidzę jesieni.
co do ćwiczen jestem z siebie cholernie dumna: wczoraj abs, 8 min legs, 40 przysiadów, 50 brzuszków i jakies tam jeszcze. sa zakwasy, ale cholernie mi się to podoba, więc niedlugo znów cala ta seria. ah, milo! :3
jak u was, kruszynki? :*