Jest, zwięźle i dobitnie mówiąc, do dupy. Z dietą do dupy. Z wyjazdem też dupa, bo zostaję jednak w domu.
Znowu rozregulowałam sobie spanie i teraz śpię w dziwnych godzinach :/
Jem jak wariatka. Zjadłam dzisiaj chyba 26878237 tostów, 23021 bananów i 8230 misek błonnika z mlekiem. O tyle dobrze, że nie wchłonęłam nic ze słodyczy. Ogarniam dupę, bo czuję, jak tyję i za 23 dni wyjeżdżam!!!!
Co do mojego SGD... Zostały mi dwa dni diety do końca, jednak rezygnuję z nich i zaczynam coś od początku. W większości doprowadziłam ją do końca, trochę po drodze zawalając, ale jednak więcej było dni dobrych niż złych. Razem ze stuubborn umówiłyśmy się na jeszcze jedną turę SGD, ale nie wiem, czy ją zrobię... Muszę to głęboko przemyśleć dziś w nocy. Muszę sobie zrobić dobry plan diety i ściśle się go trzymać. Jutro poniedziałek i od jutra tylko równe 2 tygodnie do moich dziewiętnastych urodzin!
Wyzwanie: nie zawalać przez dwa tygodnie, nie jeść słodyczy i śliśle trzymać się limitów na SGD. Poza tym: nie przedawkowywać już więcej chujowych tabletek i nie pić senesu. Chodzić z psem na codzienne spacery i uczyć się do zaliczenia na uczelni.
Wracam jutro jako inna osoba. Dobrej nocy!