witam w nowym miesiącu, jak dla mnie jeat najpiękniejszy w całym roku. kojarzy mi się z perfekcją, kocham wieczory, podczas których siedzę przy kaloryferze z książką obtulona kocem.
Dziś mija siódmy dzień bez napadów. Dużo się działo podczas mojej nieobecności, schudłam 10 kilogramów, potem zaczęłam binging/purging i zyskałam 6kg. Na chwilę obecną waga stoi w miejscu od półtora tygodnia pomimo niskiej dawki kalorii, którą przyjmuje. Anyways, nie poddaję się, cały czas walczę i wiem, że ten czas minie, może to woda, a może moje ciało odmawia już chudnięcia. Będę robić wszystko żeby to pokonać