strasznie mi jest.
poszła kolejna dycha na bisacodyl, bo ostatnią paczkę zostawiłam w szkolnej szafce.
cieszę się przynajmniej, że nie mam blisko do apteki - takie przymusowe spalanie kalorii.
i strasznie mnie wkurza słoneczko, bezchmurne niebo i śpiewające ptaszki.
jak, do cholery, świat może się tak cieszyć, kiedy ja jestem w zupełnie innym humorze?!
mam ochotę wziąć nożyczki i wyciąć cały ten tłuszcz, każdy milimetr ciała, który mi przeszkadza.
19 dni. TYLKO JEBANE 19 DNI!! muszę tym razem dać radę. mam dosyć.
mam dosyć zazdrości, która zżera mnie od środka w szkole. nie mogę, po prostu nie mogę.
właściwie czemu to robię? nienawidzę jedzenia, ciągle mam świadomość tego jak się czuję, gdy coś zjem.
a jednak. ale to dla mnie tylko przegryzka przy czytaniu książki. warto? stanowczo nie.
marzy mi się już ten dom i dwie łazienki. matka za dużo widzi, chociaż i tak ciągle siedzi w pracy.
będzie dobrze, musi być, nie ma innej opcji. nic się już dla mnie kurva nie liczy tylko jebane kalorie!
TA piosenka cholernie mnie motywuje. przynajmniej umila życie.