Nie mogę spać, noc się dłuży,
Jak cała wieczność.
Kiedyż nadejdzie świt?
Czuje przy sobie twą obecność,
Miga mi twej sylwetki cień.
Mysli jak jadowite węże
Wgryzają się wciaż w mózgu treść.
Coraz mi smutniej, coraz ciężej
Sklecić banalny wiersz.
Nie odchodź proszę, ta randka nocna
Niech jak najdłużej trwa!
Przecież nie stałam Ci się obca,
Popatrz, to przeciez jestem ja!
Siądź blisko,bo chodź wokół ciemno,
Dojrzę twych oczu głęboką czerń.
Dlatego pochyl się nade mną,
Pragnę czuć dotyk twoich rąk.
I nagle dziwną zdjęta trwogą
Zrywam się...w oknie błyska świt...
Rozglądam się, nie ma nikogo,
Bo z tego miejsca w którym jesteś
Nie może wrócić nikt!
Która godzina? W pokoju pustka,
Znika powoli zmierzch,
Zmęczona głowa na poduszkach,
A obok niej- niegokończony wiersz...