A kiedy zdał sobie sprawę, że jednak jest wyjątkowa, nadchodził świt. Niebo nad horyzontem stawało się jaśniejsze i czerwone, nie pozostawało mu nic innego prócz udania się do swojej kryjówki, w której zwykle przeczekiwał dzień.
Obserwował ja namiętnie, patrzył jak przechadza się po werandzie.
Uważał, się za głupca, samotnika i nihilistę. Tak naprawdę był tylko głupcem, których świat nie potrzebował więcej.