W życiu zawsze są ofiary. Zawsze były i zawsze będą. Na naszych ścieżkach istnienia pojawiają się wręcz nieustannie. Są to ofiary zarówno dobrowolne jak i z przymusu lub tworzące się/będące nimi przez czyjeś decyzje. Ich praktycznie cała paleta (ofiary: losu, miłości, wojenne, tragiczne, wypadków, morderstw, uczuć, zmęczenia itd.) przewija się niczym nici w naszych ubraniach przez nas samych i zdarzenia w jakich udział bierzemy. Z każdą z nich wiąże się odpowiedzialność za wprowadzenie w owe stadium ofiary. Kiedy ktoś się taką osobą staje z własnej woli to pół biedy bo w sam decyduje się na taki los. Gorzej jest kiedy ofiary się pojawiają gdy dane persony są pod czyimś dowództwem. I tu dochodzę do głównego wątku tej części wpisu na tym blogu - odpowiedzialności dowodzącego i ofiar, które w jego mniemaniu mogły by w ogóle nie powstawać. W wojsku dobry dowodzący musi się kierować maksymom "Jak najmniej ofiar przy jak największej skuteczności". W tej a nie odwrotnej kolejności napisane, bo patrząc na to że cel (a często własna ambicja) jest najważniejszy i zapominając o ludziach dowódca staje się dyktatorem i tyranem. Sam pełniąc funkcję, może jeszcze nie wojskowego ale cywilnego - drużynowego, kieruję się słowami, które kiedyś usłyszałem na zajęciach, na kursie (podczas zajęć z manipulacji i psychologii ;D) - "Idealny lider to taki, który dowodzi swymi ludźmi tak, że sami sobą dowodzą". Fraza na pierwszy rzut oka ciężka do zrozumienia a na drugi rzut - trudna do wykonania (np. z młodszymi osobami, które szukają autorytetów i nie posiadają zbytnio rozbudowanej samooceny sytuacji). Jednak daję z siebie ile mogę aby tak było i to z dwóch głównych powodów. Po pierwsze osoba, która sama podejmuje za siebie decyzje szybciej nabiera doświadczenia i prędzej staje się odpowiedzialna. Po drugie nigdy (poza rozkazami organizacyjnymi lub wywodzących się z moich kompetencji nie przekraczających mych jurysdykcji) nie mówię ludziom jak powinni postępować/ żyć. W żadnej gawędzenie użyłem słów rozkazujących dane postępowanie ponieważ jest słuszne/dobre/lubiane. Opowiadam jak ludzie postępują i zadaję pytania pod refleksję dotyczące wątku, który chcę przekazać (chyba, że pyta się mnie ktoś [a najczęściej jest to Siem ;)] co ja bym zrobił. Wtedy odpowiadam już co konkretnie na te temat myślę i jak wg mnie powinno się robić). A jak kto go zinterpretuje i zastosuje się do niego zostawiam w gestii słuchającego (który wtedy samodzielnie i bez moich represji pt. "że kazałem tak robić" decyduje o tym co zrobi). I przez takie działanie wypełniam działanie metodyczne i nie biorę na siebie odpowiedzialności za wydawanie rozkazów i osądów. Nie posiadając odpowiedzialności nie przyczyniam się do ofiar. Jest to może ciut cyniczne ale szczere (bo nikt nie chce się przyczyniać do ofiar więc czemu ja miałbym brać taką wagę odpowiedzialności na barki?).
U góry widzimy ofiarę najtragiczniejszą i ostateczną - ofiarę śmierci. Można się tylko pocieszyć, ze główny odpowiedzialny za takowy stan rzeczy sam jest ofiarą owego morderczego skrzydlatego anioła. (swoją drogą, chłopaki nieźle się natrudzili aby odwzorować te ślady krwi pod butami mordercy)
Wracając dzisiaj dosyć późno w nocy do domu napotkałem na drodze jeża. Niby nic nadzwyczajnego, takie sobie to zwierzątko ale jednak skojarzenie z istotką od razu pozytywne. Przypatrywałem mu się z bliska przez jakiś czas, kiedy ten stał nieruchomo z wyciągniętymi do obrony kolcami. Po chwili jednak zarzuciłem ową czynność, dając stworzeniu spokój i pomaszerowałem dalej. Nagle z naprzeciwka zobaczyłem nadchodzącego nie małego ale też nie dużego psa, który z wyprostowanym ogonem (czyli gotowym do ataku) zmierza w moim kierunku i mnie mija szybko zmierzając do jeża. Zwolniłem swój krok i zastanowiłem się przez chwilę nad tym cz może jednak małemu mieszkańcowi lasu pomóc odstraszając potencjalnego napastnika. Jednak podjąłem decyzję o zachowaniu neutralności - w końcu jak nie teraz to kiedy indziej sytuacja się na pewno powtórzy, a natura zawsze kieruję się swoimi prawami, w które człowiek nie powinien ingerować. Kroczyłem w glanach po asfalcie dalej. Po następnych kilku chwilach sumienie i ciekawość zmusiło mnie do odwrócenia się. Ani jeża ani psa za mną nie było. Jak już pisałem - natura rządzi się swoimi doktrynami i nic nam do tego. A ma neutralność była postawą troszkę niesprawiedliwą, ponieważ po cichu przyzwoliłem psu zbliżać się do jeża. Pozwoliłem nie reagując, choć mogłem. Z drugiej strony.. jest to kwestia do rozważań i do przedyskutowania z kimś kto lubi filozofować i dyskutować (jak, np.: ja ;) ).
Przeczytałem ostatnio gdzieś w Internecie, że człowieka nie powinno się oceniać, a jeśli już to nie po tym jaki jest publicznie, tylko jak się zachowuje kiedy jest sam. Podczas wspomnianego już powrotu do domu, zastanawiałem się nad tymi słowami, i doszedłem do wniosku, że opinia o mnie by się drastycznie (lub nie , choć mało osób mnie na tyle zna aby ta opinia się w ogóle nie zmieniła) przeinaczyła. I to poważnie. Choć może się mylę i tylko mnie o tej niewczesnej porze dziwne refleksje nachodzą :).
Do kompletu tej dziwnej notki dołączę najbardziej wg mnie psychodeliczną piosenkę prawdziwego Grabarza (a nie jego na otarcie łez "Strachów na lachy"), która nakręciła mnie porządne do pisanie wszystkiego co tutaj jest. Radzę słuchać ją na słuchawkach i przy zamkniętych oczach - wtedy jej efekt pozwoli na wprowadzenie siebie samego w nastrojowo - specyficzny klimat <..>
Inni zdjęcia: 15 / 03 / 25 xheroineemogirlxKot quen... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Właśnie wyszedł z pościeli... halinamObsesja. tophotKiedyś tophotProgress pamietnikpotwora