Klasyk gatunku. Jak zwykle zdjęcie było wybierane przez pół godziny, jak zwykle wybrałam najbardziej rozmyte i mroczne, jak zawsze piszę post grubo po północy i jak zawsze musi się u mnie dziać coś potwornie smutnego, żebym miała natchnienie cokolwiek tu nabazgrolić.
Powtórka z rozrywki. Początek kwietnia, a Hania zostaje sama na tym okrutnym świecie, wokół tylko puste ściany, a na łóźku miś. Nie potrafię przestać o nim myśleć. Jest tyle uzależnień na tym świecie. Ludzie palą fajki, upijają się co wieczór, wstrzykują coś, kolekcjonują, wyrzucają lub pochłaniają. Ja, oczywiście, musiałam uzależnić się od miłości. Jedna z najpiękniejszych, a zarazem najbardziej wymagających rzeczy na świecie. Raz posmakujesz i się uzależnisz, a później się starasz i robisz wszystko, żeby była ciągle przy tobie. Jak nie ta, to inna, jak nie na wieczność, to chociaż na kilka godzin.
Próbuję ciągle do tego dojść. No bo tak: są dwie szkoły szczęścia, co nie? Pierwsza mówi, że szczęście to tylko efekt uboczny koszmarnego życia, taki przerywnik, całkiem przyjemny. Druga, że szczęśliwym możesz być zawsze, wystarczy, że odgonisz od siebie złe myśli. No i się tak zastanawiam przez kilka lat już. Do której ja należę i która jest słuszna? A może nie jedna z nich, ale zupełnie inna? A może obie mogą być słuszne jednocześnie? Chyba powoli do tego dochodzę. Szczęście jest chwilą, ułamkiem sekundy i tylko ty możesz sprawić, jeśli tylko zechcesz, żeby te ułamki stworzyły całość, a nawet liczbę mnogą. Co najciekawsze, szczęście możesz rozpoznać dopiero, gdy przeminie. Sekundę, godzinę, miesiąc po jego trwaniu. Wspominasz i mówisz "Wtedy byłam naprawdę szczęśliwa". Jestem w szkole pierwszej, ale zgadzam się ze szkołą drugą, bo efekt uboczny może trwać dłużej, niż samo koszmarne życie.
Ja jestem szczęśliwa, kiedy mam miłość. Uzależnienie poziom milion, ale za to kocham to uzależnienie ponad wszystko.
Wróć, a stworzymy razem dużo szczęśliwych chwil. CKCTC