Wczoraj byłam na pierwszej wycieczce w góry w tym roku, poszłam na Nosal (1206 m.n.p.m.), oczywiście tuż po wyjściu na szczyt zaczęło padać -.- Wracałam przez Dolinę Olczyską, błoto, błoto i jeszcze większe błoto. I największa atrakcja doliny - wywierzysko olczyskie (woda wypływająca spod ziemi, z której od razu jest wielki potok), które zabudowali podestem i nic nie widać - okej.
Dzisiaj poszłam do Doliny Kościeliskiej, wracając nad Staw Smryczyński, a w drodze powrotnej przeszłyśmy z mamą przez początek jaskini Mylnej (dalej trzeba było iść na czworakach i z latarkami). Następnie podeszłyśmy do Jaskini Raptawickiej. Pierwszy raz byłam na takim ciężkim szlaku - idzie się osuwiskiem, a później po prawie pionowej ścianie trzymając się łańcuchów dochodzi się do wejścia i schodzi kilka metrów po drabince do ciemnej, mokrej jaskini.
Przed jaskinią fajnie widać dolinę z wysoka (1151m.n.p.m.). Po zejściu na dół poszłyśmy przez Wąwóz Kraków i Smoczą Jamę, czyli jaskinię w kształcie stromego tunelu, znowu z łańcuchami. I znowu pełno błota - idzie sie po ciemku, a łańcuchy leżą na dnie w błocie..
Mimo, że czuję każdego mięśnia nóg, nie żałuję że poszłam na te dodatkowe szlaki zamiast po prostu przejść po dolince. Jedyne gdzie nie byłam to w Lodowej Jaskini (edit: jakiś tydzień później już byłam :D)
Nie wiem nawet po co to pisze, jak nikt tego nie czyta, ale okej xD