Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej...
I tak o to z rozmyślań o najbliższej przeszłości jak zwykle utonełam w dniach dużo wcześniejszych. To chyba taka moja cecha charakteru, że nie potrafię odciąć się zdecydowanie od tego co było. Cały czas wracam, rozpamietuję, zastanawiam się, co by było gdybym podjeła inne wybory. Jedno bytanie powraca jak bumerang:co bym zrobiła, gdybym mogła wrócić do jednego z dni przeszłości? Który to by był dzień? Ten najszczęsliwszy? Najbardziej beztroski? A może ten najsmutniejszy, żeby go przespać, albo zmienić coś i zatrzymać tę falę? Co bym zrobiła gdybym mogła wrócic do dnia, kiedy stanąłęś na mojej drodze? Pewnie to samo co wtedy, żeby móc jeszcze raz to przezyc? A kiedy ty się zjawiłaś w moim życiu? Podziękowała bym za "powodzenia" i uciekła, żeby sie w to nie wplątać..
Patrzę tak na to zdjęcie pamiętne, kiedy jeszcze było jako tako i łezka się kręci :) Do tego jednego leniwego dni wróciła bym nawet teraz. A do tego miejsca, no może nie konkretnie tego, ale blisko, mam ochotę uciec za każdym razem jak jest "okurwazarazsiewkurwie'nie" :D
Się rozpisałam jak chuj hehe
Dedykacja dla tych co nabrudzili i spierdolili dalej brudzić w innym miejscu :)
I jeszcze jedno: ostatnia sekunda twojego życia, ostatnie słowo. Co powiesz:proszę, przepraszam czy dziękuję?