Udajemy, że cień nie istnieje.
W ogóle nie zwracamy uwagi na jego obecność, choć jest z nami zawsze.
Mamy nadzieję, że kiedy pobiegniemy szybciej lub dalej
przestanie nas gonić.
Niestety...przed cieniem nie da się uciec.
Rodzimy się, żyjemy, umieramy. Nie zawsze w tej kolejności.
Zdarza się, że kilkadziesiąt razy w ciągu całego życia przeżywamy własną śmierć.
I gasimy się jak świeczka. I nie mamy siły.
Ale to jak często kończy się nasze życie nie ma znaczenia,
ważne żebyśmy mieli odwagę, aby się rodzić.
Każdego dnia. Na nowo.
Z głośniejszym krzykiem dającym znać, że łapiemy swój pierwszy, pełny oddech.
"Śniłam w kolorze, żyłam w czerniach i bielach".
Od jakiegoś czasu prowadzę dwa życia
i doskonale zdaję sobie sprawę, że nie umiem ich połączyć.
Że gdzieś tam po drodze, nie umiem zrobić szarego koloru.
Sprawy się oddalają i jeśli teraz szybko czegoś z tym nie zrobię
to tylko podkopię się pod samą sobą.
Dziś podjęłam swoją pierwszą dojrzałą decyzję.
Od jutra zaczynam małą, dużą rewolucję.
Na razie okres próbny... do świąt. Później zobaczymy jak sprawy się potoczą...
W każdym razie przeczytałam ostatnio takie fajne, podsumowujące wszystko zdanie:
"Porządek może mieć każdy. Tylko geniusz panuje nad chaosem"
-tak więc wchodzę do bagna, bo potrafię.
.do gwiazdki mnie nie będzie.
Ani tu, ani w autobusowej krainie czarów.
A teraz się uśmiechnę, spakuję, powiem, że wszystko będzie dobrze
i włączę jedną z 36 piosenek,
którą odtwarzam dziś chyba po raz setny z kolei:
Kocham Was.