Wiosna przyszła w tym roku wcześnie, i choć pogoda jest dość kapryśna, to wykorzystujemy każdy cieplejszy dzień na szaleństwa na świeżym powietrzu. Lusia się wybiega, apetyt jej się poprawił, a ja mogę spokojnie czytać książki i łapać odrobinę słońca. Co prawda i tak chodzę w czapce z daszkiem, ale udajmy, że wcale a wcale nie boję się promieni słonecznych.
Nadal szukam pracy, do tej pory oddzwonili do mnie tylko w sprawie pracy na magazynie. I byłoby fajnie, gdyby nie była to znó praca przez Agencję, i to na dodatek w systemie trzyzmianowym. Bez wyrzutów sumienia odpuściłam sobię ową ścieżkę kariery i szukam dalej. Nigdy więcej pracy na magazynie, wystarczająco poprzednia posada zniszczyła mi kręgosłup.
A właśnie: w zeszłym tygodniu dowiedziałam się, że mój kręgosłup jest przepięknie wykrzywiony. Skolioza zapewne zaczęła tworzyć się jeszcze w czasach, gdy pacholęciem byłam, ale dopiero praca na Rabenie pogłębiła skrzywienie na tyle, że do końca życia pewnie będę miała problemy z kręgosłupem. Myślałam że się popłaczę gdy zobaczyłam RTG odcinka lędźwiowego... Teraz muszę załatwić sobie wizytę u neurologa, ciekawe na kiedy wyznaczą mi "termin".
Nie załamuję się, choć ostatnio wszystko zdaje się być przeciwko mnie. Dobrze, że Adaś ma w miarę fajną pracę, zobaczę czy mi MOPS coś pomoże w sytuacji, gdy straciłam pracę. Szczerze w to wątpię, ale poczekamy. Obecnie czekam na świadectwo pracy i muszę jechać do UP. Kolejny powód do stresu. Te dwie instytucje: MOPS i UP budzą we mnie mordercę....