Drugi dzień zaczął się o tej samej porze. Wszyscy po śniadaniu spotkaliśmy się przed hotelem gdzie czekał na Nas autokar. Tego ranka przy śniadaniu dywagowaliśmy trochę o pogodzie. Klasyczny temat Polaków na wakacjach. I okazało się, że pogoda ma Nam się zepsuć, bo cały tydzień zapowiadali deszcz. Ruszyliśmy autokarem do Besalu, małej miejscowości zamieszkałej przez ledwie 2k mieszkańców. Miejscowości, w której pod kościołem Benedyktynów kręcono scenę orgii z filmu Pachnidło. Ale zaczęło się to czego się obawiałam, w bardzo ciekawych i ładnych miejscach skupianie się na kościołach i katedrach. Na co poszło ponad 100 euro. Tak, na same katedry i kapliczki, trzeba było wydać na bilety na zwiedzanie. Chciałam tego uniknąć, bo takie miejsca zupełnie mnie nie interesują, nawet jeśli mają ciekawe witraże czy cokolwiek, nie wkupiają się w moje gusta. Przejechaliśmy po mieście, między wąskimi uliczkami zielono-żółtą kolejką. Po drodze minęliśmy wyścig kolarzy, podejrzewam, że mogła być to Hiszpańska la vuelta, która odbywała się tam w czasie naszego pobytu. Zatrzymaliśmy się na placu przy wspomnianym kościele. Przewodnik coś opowiadała do radyjek, a Ja patrzyłam na wycieczkowiczów i napawałam się widokiem infrastruktury starego budownictwa. Do budynku weszłam rozejrzałam się i wyszłam, było ciemno i smutno, a ludzie szli za Panią przewodnik Dorotą. Usiadałam na zewnątrz na stopniu i czekałam aż wszyscy wyjdą. Pierwsza była moja mama. Z słuchawką w uchu zaczęła robić zdjęcia. W tym momencie i Ja wyciągnęłam telefon i zrobiłam jej kilka zdjęć z zaskoczenia. Uwielbiam takie naturalne i niepozowane fotki, wychodzą najlepiej. Kilka dodatkowych kroków w uliczkach i dostaliśmy czas dla siebie. Wybrałam pamiątki z Besalu, a gdy wracaliśmy mostem by wyjść poza teren zabudowany na wiadukcie zauważyłam napis FREE TEKNO 23, kto czytał wcześniejsze wpisy ten wie, że u Nas w Polsce organizacją takich imprez zajmuje się J23 Kolektyw. Do tej pory ten napis zostaje dla mnie tajemnicą, a fakt że tak przypadkiem udało mi się go zauważyć jest jeszcze dziwniejszy. Następny punkt tego dnia to była Girona, miasto w którym wylądowaliśmy samolotem pierwszego dnia. Tam płytka rzeka z krystalicznie czystą wodą i karpiami po 7kg i więcej. Zatrzymaliśmy się przy jakimś najbardziej zadrzewionym parku w Europie, którego nazwy nie pamiętam. Pan kierowca Miguel odjechał, a my ruszyliśmy na wyprawę do kolejnego kościoła... tak kościoła, czy katedry. W drodze między wąskimi uliczkami stanęliśmy przy małej lwicy, która wspinała się po słupie. Kto pomaca tę postać po tyłku będzie mieć szczęście, więc wszyscy to zrobiliśmy. Choć Ja mam swoją małą lwice w domku. Idąc do kościoła, myślę sobie, że jak tak ma to wyglądać do końca wycieczki, to następnego dnia zostaje w hotelu. Przewodnik opowiada o wysokich schodach, które prowadzą do wejścia, i podobno ten który je dobrze policzy mówi prawdę. Kilku z Nas postanowiło wejść bokiem, a Ci którzy wkroczyli na schody naliczyli ich 90. Nie było to aż tak dużo jak się spodziewałam, szczerze, z dołu zdawało się ich dwa razy więcej. Wchodzimy do środka i okazuje się, że klasycznie jak to w kościele... tak co by was nie oszukać, to najciekawszy był sklep z pamiątkami przed wyjściem. Zauważyłam, że nie tylko mnie nie interesowały za bardzo te pretensjonalne historie. Wyszliśmy w kierunku głównego Starego Rynku w Gironie i tam dostaliśmy czas dla siebie. Kiedy większość poszła się najeść, my z mamą ruszyłyśmy bocznymi uliczkami, ale właściwie poza restauracjami niewiele ciekawostek tam było, jak na godzinną przerwę, które dałybyśmy radę zobaczyć. Przeszłyśmy się jednym z kilku mostów ponad rzeką Onyar i kiedy spojrzałyśmy w dół to tuż obok snującego się w roślinności ogromnego karpia zauważyłyśmy trzy pływające wydry. Jedna z Nich, która dryfowała na wodzie w pewnym momencie dostała buziaka od drugiej. Wynagrodziło mi to cały dzień
19 WRZEŚNIA 2023
19 WRZEŚNIA 2023
19 WRZEŚNIA 2023
19 WRZEŚNIA 2023
8 WRZEŚNIA 2023
6 WRZEŚNIA 2023
6 WRZEŚNIA 2023
4 WRZEŚNIA 2023
Wszystkie wpisy