Opowieść wigolijna 6 part 2
Ten pojedynek jeszcze się nie skończył! Pędziłem do swojego mieszkania zanim zmutowane truchło starego mohera powstanie do końca i zakończy mój żałosny żywot. Udało mi się dobiec do mojego lokum, zatrzasnąć drzwi i szybko podskoczyć do choinki. niestety prezentów jeszcze nie było! Jest jednak jeszcze nadzieja. Z przedpokoju dobiegały dźwięki trzaskającej się o drzwi staruchy. W ostatniej chwili udało mi się wydobyć z stacji dyskietek mojego thomsona i kiedy tylko wyłoniła się zza rogu władowałem w jej plugawą fizyczność cały magazynek! Ohydne cielsko zwaliło się głucho na posadzkę, ciężko dysząc powoli podszedłem aby przyjrzeć się swemu oprawcy. Zamarłem widząc ten widok! Było źle. Było naprawdę źle! Za ten błąd mogę teraz zapłacić życiem. W kałuży krwi rozstrzelane leżało ciało kucharza, a nie staruszki. Suka mnie nabrała! Za plecami zdążyłem usłyszeć tylko cichy szelest zanim cos uderzyło w moje plecy i posłało do kuchni wrednej sąsiadki. Ocknąłem się po chwili, nie mogło minąć wiele, góra minuta. Choć sąsiadka była wredna w kuchni unosił się anielski aromat świątecznych pierniczków i coś jeszcze. Ten drugi zapach był dziwny choć znajomy zerwałem się szybko z paneli by odnaleźć jego źródło. Miałem połamane żebra i 17 złamań otwartych ucha, ale musiałem przezwyciężyć żałosny ból. Otworzyłem szafeczkę pod zlewem a tam moim oczom ukazał się syfon. Odkręciłem go. Miałem rację! Cały był zapchany włosami i resztkami jedzenia z zeszłego miesiąca. Postanowiłem wszystko przebadać pod mikroskopem. Oczom moim ukazało się siedemnaście szczepów bakterii elkasei. Tutaj są! Pracują nad tym co im zleciłem, świetnie! Teraz tylko... nie zdążyłem pomyśleć do końca tej myśli gdy w ramie okna pojawił się mój wściekły przeciwnik z hakiem w dłoni... chwila z hakiem zamiast dłoni!
-Gdzie on jest!- Warknęło to dziwne stworzenie wybijając szybę- Gdzie jest przepis!
Musiałem ukryć swoje badania bo inaczej będę odpowiedzialny za tę paskudna katastrofę!...
szybko wrzuciłem wszystko z powrotem pod szafkę i przyjąłem pozę małej uroczej japońskiej dziewczynki, aby podkreślić swą niewinność. Dziwny twór wskoczył do pomieszczenia i ruszył w moją stronę strącając włosami wazę z komody, która się zglichowała i wpadła pod tekstury. Jednocześnie weszła do kuchni sąsiadka, aby sprawdzić czy jej świąteczne ciasteczka azotowe się już porządnie wypiekły. Obleśny mutant zatrzymał się na jej widok i zszokowany stał na środku pomieszczenia. Także sąsiadka wydała mi się być zmieszaną. Najwyraźniej znowu zaszła tutaj jakaś magiczna niezrozumiała dla mnie sytuacja. Rozległ się cichy, dziwaczny jak na mój gust pomruk, na który sąsiadka się rozpłakała i rozżalonym tonem spytała "Zenia?? to naprawdę ty??". Potwór się skulił i powoli podpełzł do starszej pani. Chwile ze sobą pomruczały po czym oby dwie złowieszczo się na mnie spojrzały. Cholera! Teraz dopiero skojarzyłem fakty! To prawdopodobnie jest jej dawno nie widziana siostra!! O kurwa muszę wiać i to czym prędzej. Rzuciłem się w stronę drzwi popychając potwory na szalejącą w łańcuchach zmywarkę, która jeszcze się nie uspokoiła po tym jak wstrzyknęła sobie twaróg w zeszłym tygodniu. W panice niezdarnie się potknąłem o próg w drzwiach i wyleciałem na korytarz. Zmutowane próchno wpadło w szpony zmywarki, która domagała się więcej twarogu jednak w pogoń ruszyła jej siostra. Coś chwyciło mnie za rękaw i zaczęło delikatnie szarpać. Spojrzałem w dół i ujrzałem smutne, zapłakane oczy wycieraczki. Z łezkami w swoich uroczych, okrągłych oczkach powiedziała do mnie "nie martw się będzie dobrze" po czym wybuchła. Spowodowana przez nią eksplozja jej małego i delikatnego ciała uszkodziła kamienicę i całe mieszkanie sąsiadki zawaliło się, a gruzy zasypały cały ogród. Eksplozja także i mnie odrzuciła na sąsiednią posesję i przy okazji urwała mi rękę, która podobnie jak waza wpadła pod teksturę i nie bylem już wstanie jej wyciągnąć i przytwierdzić. To była mała, urocza i zawsze uprzejma wycieraczka.... zawsze mówiła dzień dobry...Teraz już jej niema, oddała życie za mnie a ja nie zrobiłem nic by ją ocalić! Wiedziałem że będę musiał wrócić do tego zniszczonego już mieszkania po moje badania. Miałem tylko nadzieję ze przeciwniczki ich nie znalazły, co więcej miałem silne przeczucie że ten chaos kupił mi trochę czasu! Prom- pomyślałem, musze przypomnieć sobie gdzie go zostawiłem. Mam tam wszystko co potrzebne do przeprowadzenia cichej akcji. Dowolnej cichej akcji, nawet do ujarzmiania byków szeptem. Nie pamiętając gdzie go zaparkowałem wybiegłem z domu. Wątpię żebym nie zauważył swojego promu. Tak mi się wydawało. Nadzieja zaczęła mnie opuszczać gdy ujrzałem pod kamienicą kilkanaście promów, widać wszyscy postanowili przyjechać na święta promami. Nie wiedziałem co począć, wtedy przypomniałem sobie że na moim biurku leży niezła solucja. Musze ją dostać zanim kobiety odzyskają czucie w palcach u stóp! Spojrzałem na okna na czwartym piętrze, świeciło się...
to oznaczało, że moi drudzy sąsiedzi właśnie zasiedli do stołu... Była to wesoła rodzinka alkoholików z rybkami i mokrym podkoszulkiem. On był najgorszy, capiało nim w całej kamienicy... no nic... wszedłem do kamienicy i po cichu postanowiłem zakraść się do siebie. Po mieszkaniu staruszek została tylko wielka wyrwa. Pomyślałem, że to będzie w przyszłości dobre miejsce na balkonik z widokiem na zachody Jowisza... Ach! można się rozmarzyć!! Szybko jednak odpędziłem te myśli i udałem się w górę poręczą do siebie... wszystko było w uprzednio pozostawionym porządku. Na szczęście nikt z biurka nie zabrał mojej solucji. To był naprawdę dobry magazyn o modzie. Otworzyłem na stronie 14 i jeszcze raz postanowiłem się przyjrzeć uroczemu sweterkowi z golfem. Marzyłem o takim od dawna, ale niestety nie było mnie na niego stać. Pomimo ciągłego oszczędzania moje pieniądze cały czas w nocy się wymykały i już nigdy nie wracały. Zostawiały po sobie jedynie suchość w ustach i ból głowy. Sprawdziłem gdzie stoi mój pojazd i poszedłem do lodówki ponieważ przyszła mi nagła silna ochota na karpia. Karp w śmietanie prezentował się całkiem nieźle chociaż na jego ciele było widać ślady po starciach jakie jeszcze niedawno toczył z makówkami. Powodem ich walki była jedna wolna półka w lodówce, która nie dość że była świetnym miejscem strategicznym, z którego można było kontrolować cieśninę prowadzącą na Bałtyk, to jeszcze stanowiły urodzajne płodne ziemie bogate w złoża naturalne. Nie wiedziałem czy uda mi się sięgnąć po rybę. karp nie próżnował. Zdążył zbudować elektrownie, kopalnię, hutę, fabrykę czołgów, nawet potężne fortyfikacje graniczne. Jednak największą grozę budziła silnie rozbudowana sieć mc'donaldów. Postanowiłem skorzystać z tego przybytku i władowałem się do Mc donalda- tutaj zyskam dobre paręnaście godzin spokoju. Musze szybko przygotować jakiś plan. Kiedy tak siedziałem pijąc kawę wymieszaną z szejkiem. Nagle zostałem uprowadzony przez siły wywiadu karpiowej ziemi. Były to budzące grozę owoce morza śródziemnomorskiego. Najbardziej przerażała mnie twarz ich dowódcy był to bowiem ślimak ssman&
Inni zdjęcia: ttt bluebird11Bolczów elmarDla mnie już czwartek patusiax395Zapraszam! thevengefuloneKolejna wylinka pamietnikpotworaKaruzela Arka Noego bluebird11Zegar kolejowy ? ezekh114Blu-tu. ezekh114Przygoda na greckiej Evii 4/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 2/4 activegames