Jak co roku na święta powstaje kolejna cześć naszej tradycyjnej opowieści wigilijnej. Dziś przychodzi zmierzyć się wam z szóstą odsłoną tego wzruszającego dzieła!
Opowieść Wigilijna 6
Siedziałem wpatrzony w okno wypatrując pierwszej gwiazdy. Jednak moją uwagę przykuła nadmiernie szklana szyba. Wiadomo szyba jako szyba, sama w sobie szklana być powinna, ale ta była nadmiernie szklana. Jakby potrójnie. Kiedy postanowiłem wrócić do uprzedniego zajęcia, moje wytrzeszczone na ten widok globusy oczne ujrzały staruszkę przechodzącą przez jezdnie w sposób tak naturalny, że w swej naturalności zdawał mi się być podejrzany. Szybko zerwałem się z miejsca aby porwać opartego o ścianę M4, którego to sprezentowała mi na urodziny wycieraczka sąsiadki. To bardzo miła i uprzejma wycieraczka, zawsze mówi wszystkim dzień dobry i pamięta najważniejsze daty, aby nigdy nie dać się zaskoczyć. Szkoda, ze o jej właścicielce nie można tego powiedzieć, ale wróćmy do zdarzeń z 24 grudnia!
Podbiegłem do okna aby wziąć starczą panią na muszkę lecz ta tajemniczo zniknęła. To nie był dobry znak... zdecydowanie nie był. Poczułem jak zimny pot spływa mi po lodówce w salonie. Szybko pobiegłem do piwnicy aby zapobiec wyłączeniu wody, ale gdy tylko zacząłem zbiegać ze schodów (twarzą) na dole zmaterializowała się ona! Ta podejrzanie niepodejrzana staruszka. Chciałem sięgnąć po mojego M4 jednak wtedy dostrzegłem jak kobieta zupełnie naturalnie wyjęła go z torebki, niczym drobne na daninę dla księdza podczas kolędy. Wtedy moje zęby przebiegł zimny dreszcz (był to bieg olimpijski dreszczy. Wygrał ten na szóstym zębie). Ja już kiedyś to widziałem! Dwa razy, pamiętam jak przez mgłę staruszkę przechodzącą przez ulicę! Mgła była dosyć nieokrzesana i pikselowała się na krawędziach, ale mimo to była na tyle prześwitująca że udało mi się dojrzeć kobietę. Wiedziałem ze sen był proroczy ale postanowiłem to zignorować. teraz zacząłem żałować. Kobieta uśmiechnęła się szerokim czułym babcinym, choć demonicznym, uśmiecham. Uśmiech ten, był tak szeroki że przecinał nawet jej zmarszczki na czole. Gdybym tylko dziesięć minut nie spadał ze schodów i nie marnował czasu na retrospekcje zdążyłbym ją powstrzymać zanim uniosła swą stopę ciasno oplecioną tanim butem z targu i uderzyła sobie nią w nos, który pod wpływem uderzenia przeniósł się na sąsiednią ścianę. Teraz już byłem pewien kim ona jest. Nie miałem złudzeń, iż ta przeurocza starsza pani z moim m4 w zębach jest dawno zaginioną wypaloną dziurą w panelach w domu prezydenta. Przytoczył bym mrożącą krew w gazociągu opowieść o klątwie prezydenckiej wypalonej dziury, ale me głębokie rozmyślania przerwał upadek na zimną posadzkę. Moja podróż w dół schodów dobiegła końca. Staruszka z swej różowej torebeczki wyciągnęła moździerz w futerale ze skóry niedźwiedzia brunatnego pofarbowaną na pastelowy róż. Mogła mnie zastrzelić z mojej broni, jednak postanowiła mnie upokorzyć pokazując mi iż posiada broń większego kalibru. Była pewna siebie. Możliwe, że stoczyła wiele bitw na froncie wschodnim dlatego jej pośladki były tak twarde. Staruszka załadowała broń i wymierzyła we mnie kiedy ja powoli i z gracją podnosiłem się z podłogi... postanowiłem nie być jej dłużny i pomimo braku odpowiedniego sprzętu zerwałem się do natarcia. Wszystko zrobiłem w zwolnionym tempie by kobieta wiedziała że ma do czynienia z doświadczonym kombatantem, którym nie byłem. Wystrzeliła trzy razy, jednak mój zwolniony taniec upiornej baletnicy był skuteczną metoda unikową! Na początek szlachetnym piruetem wbiłem się około pół metra w podłogę i tak uniknąłem pierwszego pocisku. Kobieta zdegustowała się jej twarz zmieniła barwę z nijakiej na bardziej nijaką. Wiedziałem że to nie przelewki wyskoczyłem (w zwolnionym tempie) ku górze. Starsza pani myślała że to łatwy cel i wystrzeliła. Nie przewidziała jednak że chwycę zębami przewód przy suficie i tym sposobem uniknę kolejnego pocisku. Co prawda dostałem prądem, ale te kilka wolt nie robiło na mnie wrażenia. Było to nic w porównaniu z morderczą siłą jaką doświadczałem zatrzymując rozpędzony niczym księżyce marsa kołowrotek mojego ukochanego chomika. Oponentka jednak hardo brnęła do swego więc od razu instynktownie oddała trzeci strzał. Szybko jednak go uniknąłem i miałem wbić się w jej brzuch niczym kucharka dłoń w ciasto, kiedy ona przebiegle wyciągnęła szybkim i zgrabnym ruchem, z kieszonki swego samodzielnie uszykowanego palta, wazelinkę do regeneracji ust i posmarowała nią swe kolano, które samodzielnie skolonizowało niegdyś pluton, po czym stanęła na baczność i zaśpiewała kołysankę której słowa od tyłu były formułą wzywającą do boju wszystkie kaktusy stojące w jej mieszkaniu na parapecie. Nim mój cios ją dosięgnął ziemia się zapadła a z powstałej w niej dziurze wystrzeliły malutkie kaktusiki raniąc mnie w jelito długie. Upadłem na plebiscyt rzodkiewek. Wiedziałem ze nie dam rady! Musiałem zawiadomić moich ze nasz przeciwnik się ujawnił! Jednak gdy tylko przewróciłem się na brzuch by przeczołgać się do sekretnej radiostacji, z której w weekendy nadawałem melancholijne audycje o roztoczach nawiedzających moją przestrzeń klozetową, starowinka zareagowała! Kurwa! Przewidziała to! Wiedziałem, ona zna każdy mój ruch i się ze mną bawi. Kobieta stanęła mi na drodze. Jednak przerwał nam chwilę dramatycznej uniosłości odgłos kroków nagle w wejściu niczym zegarmistrz naprawiający garnki Pojawił się polowy kucharz z piątego pułku samojezdnych silniczków atomowych. Jestem uratowany!
Spojrzałem na babulinkę i ujrzałem w jej oczach strach narastający z każdym krokiem kucharza. Tylko uśmiechnąłem się szyderczo i wykorzystałem tę chwilę nieuwagi aby się przeczołgać pod stół stojący w rogu pomieszczenia. Spojrzałem w stronę kucharza, aby mu skinąć kołnierzem mej skórzanej kurtki po pracórce i spostrzegłem iż kucharz nie zważając na zaistniałą sytuację powoli i spokojnie kieruje się ku regałom z peklowanymi produktami spożywczymi. O cholera! wcale nie jest tu aby mi pomóc! Muszę czym prędzej spierdalać zanim starucha się ocknie. W momencie, w którym o tym pomyślałem kobieta zerwała się i biegiem wspierając się balkonikiem ruszyła ku kucharzowi, który w tym momencie sięgał po jeden ze słoi. Zrozumiałem o co chodziło. To prawdopodobnie były jej ulubione maliny w musztardzie z kiełkami pszenicy. Starli się w boju niczym autobus zajeżdżający drogę innym kierowcą podczas wyjeżdżania z przystanku w wiosenny poranek...w ferworze walki uderzyli o regały i słoje runęły na ziemie roztrzaskując się z hukiem. To spowodowało że babcia w furii zaczęła tarzać się po roztrzaskanym szkle kalecząc tym samym swe plecy i oponenta... nie marnując więcej czasu na obserwacje biegiem uciekłem z pomieszczenia przez malutkie okienko. Postanowiłem wyjść tyłem, ponieważ nie byłem pewien czy przypadkiem nie pada na zewnątrz. Nie chciałem rujnować mojej świeżej fryzury. Nie padało, tak! Dobra moja! Szybko udało mi się przecisnąć. Jednak ciało zakrwawionej staruszki, przygniatającej zakrwawionego kucharza. Zaczęło wchłaniać musztardę i maliny z kiełkami, którymi było dodatkowo było udekorowane. Wchłonęło nawet kucharza polowego na którego łydce malowało się tajemnicze logo, przedstawiające znaki firmowe popularnej firmy, tworzącej efektowne napędy bluera,j przesyłające sygnały kosmiczne do marsjańskich glonów. Nie ważne, do cholery! O czym ja myślę! Nie wyniknie z tego nic dobrego. Zacząłem pędzić. Nagle usłyszałem za sobą krzyk rozdzierający pierdolone niebo miliardami błyskawic
-WWWWRRRAAAAA!-Wykrzyczał demoniczny kobiecy głos
Oczywiście całość się nie zmieściła reszta pojawi się niebawem. Tymczasem, tymczasem!
Inni zdjęcia: ttt bluebird11Bolczów elmarDla mnie już czwartek patusiax395Zapraszam! thevengefuloneKolejna wylinka pamietnikpotworaKaruzela Arka Noego bluebird11Zegar kolejowy ? ezekh114Blu-tu. ezekh114Przygoda na greckiej Evii 4/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 2/4 activegames