Jestem szczęśliwa i żywię się miłością i radością.
Bywam na najwyższych dachach uniesienia, jem chińskie, zajadam się czipsami podczas oglądania maratonu Gwiezdnych Wojen i Władcy Pierścieni, ale i filmów Godarda, Polańskiego, filmów studyjnych i jeszcze bardziej niszowych. Nie martwię się o figurę aż tak bardzo, jest coraz bardziej kobieca i ciesząca oko, dłoń. Chodzę do komercyjnych kin, ale tylko, żeby przez siedem godzin oglądać superbohaterów albo Ryana Goslinga, a później wrócić do domu i najpierw się kochać, dopiero później pójść spać. Czytam tyle książek, ile tylko jestem w stanie. Baśnie lubię na głos, na kocu, w opuszczonym, pięknym, starym dworku, gdzie unosi się atmosfera niepokoju, strachu, mordowanych ludzi. Pomagam ratować najstarsze w Polsce kino "Tatry", biegam z łopatą, odgarniając torf, jeżdżę nocą motocyklem, unosząc głowę w stronę gwiazd, wtulając się w najlepszego przyjaciela, który jest moją miłością. Kłócę się, płaczę, bywam smutna, oglądam głupoty, upijam się winem i wciągam towarzysko tabakę. Śpimy razem, w nocy zmieniamy pozycje - naszą ulubioną jest "na łyżeczkę". Budzimy się obok siebie, nienawidzę tego przeklętego budzika! Jeździmy po opuszczonych miejscach, poznajemy jak najwięcej piękna i siebie. A jak umrzeć, to tylko po wyjątkowym filmie w wyjątkowym kinie. Mam bardzo ładne życie.
(zdjęcie z najcudowniejszych urodzin na całym świecie)