Boję się problemów. Kiedy coś jest nie tak - Czy to z mojej, Twojej czy z winy obojga - zaszywam to w kącie i udaję, że wszystko jest tak, jak powinno. W chwilach kryzysu to wypełza, i wtedy mam ochotę wyrzygać w twarz światu, co tak na prawdę o nim myślę. Ale to przecież bez sensu, bo co będzie jeśli pożałuję?
Zresztą kiedyś się przecież odważyłam. Wszystko potoczyło się wtedy nie w tym kierunku w którym powinno. Teraz się boję. Pytanie, czy lepiej "źle-źle-źle-może kiedyś lepiej" czy "bardzo źle-Jeszcze gorzej-w końcu na pewno lepiej"
Są też takie małe szczegóły jak kolokwia, egzaminy, zaliczenia... Ale z tym zawsze sobie radziłam. Zawsze radziłam sobie z każdą drobnostką osobno, a kiedy przychodziło do złożenia z tego całości okazywało się, że nic do siebie nie pasuje, że z niczym nie czuję się dobrze.
Zawsze jakoś jest. Przecież się śmieję, i cieszę tymi drobnostkami. Rzadko mam czas na patrzenie na ogół. Na szczęście.
Oczywista Oczywistość, prawda? Bo oczywistości są lepsze.