Dziś opowiem wam moją historię.
Moje imię nie jest ważne, jestem tylko nic nie znaczącym człowiekiem, samotną jednostką w tym wielkim okrutnym świecie..
Jeśli tu trafiłeś, proszę, rozgość się, zdejmij buty i weź udział w moim cichym marnym życiu.
Jestem tutaj aby podzielić się z ludźmi tym co czuję, marzeniami, obawami, rozterkami.. Chciałabym abym na waszych oczach wydostała się z tego wielkiego bagna w którym siedzę.
Jestem dziewczynką, kobietą, dzieckiem.
Nie chcę by to zabrzmiało jak użalanie się nad sobą, jednak chcę byście znali całe moje życie, jak nikt inny.
Urodziłam się w stolicy. Tam wiodłam dobre życie, ubogie ale szczęśliwe. W wieku 6 lat, rodzice wyprowadzili się wraz ze mną na wieś, daleko od ukochanego miasta. Byłam tu nowa, nieznana. Gdy poszłam do pierwszej klasy, już wyglądałam jak pulpet. Jadłam, bo nie miałam koleżanek. Dlaczego nie wychodziłam na zewnątrz ? Nie miałam z kim. Byłam wyrzutkiem. Wyśmiewano się ze mnie. Im dłużej starałam się znaleźć znajomych, tym dla większej grupy osób byłam nikim. W 4 klasie, ważyłam już 60 kg i nienawidziłam swojego życia. Bito mnie, wyzywano, naśmiewano się, upokarzano. Dla dziecka był to ogromny cios, odcisk na psychice. Płakałam, jedynymi przyjaciółmi były łzy, zawsze obecne kiedy je potrzebowałam. Gdy mama zorientowała się, po dość długim czasie jak mnie traktują, zaproponowała mi zmianę szkoły. Ucieszyłam się niezmiernie, wierząc, że koszmar wreszcie się skończy. Niestety, on się dopiero zaczął. Wraz z zakończeniem wyzwisk ze strony rówieśników, zaczęły się te płynące z ust rodzica. Byłam bita. Tak, bito mnie. W szale upojenia alkoholowego, mój ojciec niejednokrotnie uniósł na mnie rękę. To nie był zwykły klaps, jednorazowe uderzenie. Kopnięcia, targaine za włosy, wyzwiska.. Wszystko to mogło trawać nawet do 20 minut. Ból fizyczny nijak się miał do tego psychicznego. Problemy więc nie nastąpiły, a nasilały się. W szkole mimo że nie byłam jawnie poniżana, wciąż byłam nazywana pulpetem i innymi tego rodzaju nazwami. Wszystko przez tuszę. Z bezsilności zaczęłam się samookaleczać, nie jeść. Teraz, gdy podstawówka i gimnazjum za mną, mam 168 cm wzrostu i 80 kg. Dwa lata temu było o 10 kg więcej. Nie chcę tak wyglądac, nie chcę przez następne lata czuć się jak potwór, jak dziwadło. Chcę w końcu z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Chcę znaleźć wsparcie, dobre słowo. Błagam, pomocy.