wczoraj miły dzień. wyjście z Joanną na lody na rynek :) nie ważne, że w towarzystwie dziwnych, latających stworzeń.
w pasażu hetmańskim prócz bibelotów na rękę które kupiłyśmy z Joanną spotkałam miłego pana. jeśli wszystko to, co on mówił było prawdą, to jest mu czego zazdrościć.
dziś rano z Asio w "interesach" później opalanie w towarzystwie Harrego Pottra i Insygni Śmierci,
niby się nie spaliłam, ale tyłek daje o sobie znać coraz bardziej.
sąsiad na miły koniec dnia, postanowił mnie zasmrodzić jakimś dymem, znowu trupy pali -.-
ale wygrzebałam z komórki wiatrak, więc po części moge oddychać.
dust in the wind.