Zdjęcie mające 10 miesięcy i 24 dni.. Kiedyś wszystko wydawało się takie dziecinnie proste. Wszystkie konflikty rozwiązywało się w nie więcej niż kilka dni. Kłótnie zwykle kończyły się napadem śmiechu, a jedynym problemem było to, czy zdążymy na wieczorynkę oraz zdecydowanie za duża ilość prac domowych. Nie zastanawialiśmy się zbytnio nad tym, czy to co robimy, jest dobre , czy złe. Mieliśmy tą odwagę, która niestety z czasem trochę malała. To jak się ubierzemy, czy uczeszemy nie miało znaczenia, ponieważ i tak wychodząc na dwór wiedzieliśmy, że wrócimy brudni, ale za to uszczęśliwieni zabawą. Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, dlaczego każde, nawet najgorsze chwile doceniamy dopiero wtedy, gdy się skończą?
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=EqWLpTKBFcU
P <3
Breathe me.