Wiecie co? Kilka lat temu przestałam się odchudzać, waga poszła w górę, poukładałam sobie wszystko w głowie, zaczęłam jeść w miarę normalnie i przestałam obsesyjnie ćwiczyć. Brzmi fajnie, ale jednak gdzieś ten głos z tyłu głowy zawsze był. Mówił, że mogłabym trochę schudnąć, trochę mniej jeść, trochę więcej się ruszać. Przytyłam jakieś 12kg i było w miarę okey, ale wiecie co? Przytyłam kolejne 6kg i nie mogę na siebie patrzeć. Jestem przepełniona wkurwieniem i mam ochotę wyciąć sobie ten cholerny tłuszcz. Nie wiem co robić. Wiem, że nie potrzebuje rad żebym zaakceptowała siebie i self love przede wszystkim. Jebać te całe cialopozytywne pierdolenie i akceptację tego jak wyglądam. Nie da się na mnie patrzeć, bo jestem spasionym prosiakiem który nie radzie sobie z życiem.