Czasami jest dobrze, a czasami po prostu nie istnieje.
Teoretycznie nie powinnam na nic narzekać, bo mam pracę, ba! ostatnio nawet dostałam umowę o pracę. Mam gdzie mieszkać, zarabiam nie najgorzej, mam swoją miłość i dużo zwierząt w domu.
Jednak czuję wewnętrzną pustkę od bardzo dawna i ogromną niechęć do istnienia. Nie mam energii, motywacji ani nawet iskierki nadziei na to, że będzie lepiej. Nie będzie, bo nie robię nic, by tak było.
Po za pracą, w której daje z siebie 150%, włóczę się po domu bez celu lub przesypiam maksymalnie dużo byleby czas jakoś zleciał. A i tak jestem ciągle zmęczona.
Mam wrażenie, że rok temu było identycznie.
Wtedy nie wychodziłam z łóżka jeżeli nie musiałam, nie dbałam o siebie jakoś szczególnie, nie rozmawiałam z nikim i tak mijały kolejne tygodnie. Później wyprowadziłam się z Brzydkiego Miasta, rzuciłam pracę, wróciłam na wieś.. Jakoś było lepiej.
Czuję, że moje zdrowie jest na pograniczu rozpadu. Nie tylko psychiczne, bo ono upadło 10 lat temu ale i fizyczne, które najlepsze nigdy nie było.
W niedzielę skończę 24 lata, niby niewiele, ale to jak bardzo zniszczyło mnie wiele rzeczy przez ten czas jest nie do opisania.