Pije poranną kawę, która smakuje tak jak setki poranków. Za oknem jest pochmurno i chłodno. Palę papierosa po czym zakładam ulubione skarpetki, brudne leginsy (bo przecież i tak będę szła do lasu i się pobrudzę) i różowy sweter, który wyciągam z szafy gdy dosięga mnie otchłań smutku. Czuję się nikomu nie potrzebna, czuję się problemem, obojętnym obiektem, który po prostu jest. A przecież było tak dobrze. Przez ostatni rok wiele się wydarzyło i było mało powodu do łez. Jednak teraz jestem niezrozumiana, a mój stan jest coraz gorszy. Może tylko wymyślam problemy na siłę, może ich tak naprawdę nie ma? Nie wiem, wiem tylko tyle, że nie czuję się dobrze i nie umiem o tym powiedzieć.