Znowu czuję bezsens swojej egzystencji. Niby jestem w tej Holandii i pracuję jak głupi, ale właściwie po co? Odrobię hajs pożyczony na wyjazd, zarobie trochę na mieszkanie w PL i co dalej? Nic. Nie mam żadnych perspektyw na przyszłość. Żadnych celów, pasji, okazji. Wszystko jest takie nijakie. Mogę albo znaleźć pracę z której się nie utrzymam albo zostać w domu rodzinnym i tonąć w swojej samotności, a jak skończą mi się pieniądze to płakać, że nie stać mnie na żarcie. Wiecie... ten wyjazd był niepotrzebny. Mam milion kontuzji przez prace fizyczną i dziwie się, że jeszcze mogę się ruszać. Nawet mama wysłała mi tone maści na to ale to nie działa, tylko wypalają mi skórę. Jestem zmęczony, tak dogłębnie. Słucham Catfish and the Bottlemen i absolutnie jestem zakochany w ich muzyce. Nie wiem co robić...