jestem teraz w tym miejscu, w którym nie wierzyłam, a może nie chciałam wierzyć - że będę.
cieszę się, spełnia się to o czym od zawsze marzyłam - kocham i jestem kochana i jestem tego cholernie pewna, jak chyba niczego. może moje slowa brzmią śmiało i zbyt pewnie, ale chcę czytać ten post co tydzień, co miesiąc, rok i przypominać sobie, ile mnie to wszystko kosztowało, żeby w końcu spokojnie odetchnąć.