czasami zastanawia mnie jedno..
za każdym razem, moja choroba reaguje jak istota rozumna.
Gdy czuje się zagrożona - atakuje.
Gdy mam największą motywację by ja zniszczyć, ona dowala mi z potrójną siłą.
Tak jakby mój mózg był podzielony na dwie części:
jedna chce wyzdrowieć, a druga to choroba.
I te dwie połowy chcą siebie wzajemnie zniszczyć, ale bez siebie nie są w stanie funkcjonować.
Przeciwieństwa, które zaprzeczając sobie, pozwalają sobie na wzajemnie istnienie.
dzisiaj byłam u psychologa, pierwszy raz tyle z siebie wyrzuciła.
postęp w terapii?
jutro idzie tam mój ojciec , już się boję co to będzie.
ludzie są potworami,
a ja jestem jednym z nich.