patrzę na to wszystko.. na Was. to takie niepozorne miejsce. każdego dnia dodajecie bilans i komentujecie notki umieszczone na to ciekawszych blogach. zajmuje Wam to godzinę. niektóre z Was tą godzinę mają dokładnie wpisaną w zamierzony, przysposobiony plan dnia. szkoła->obiad->lekcje->notka->ćwiczenia->coś dla siebie. w kółko. każdy dzień taki sam. czasami wychodzicie do przyjaciół, na papierosa, na kawę, do kina, lub na wycieczkę z rodzicami, na zakupy, odwiedza was chłopak, przyjaciółka, a w niedzielę ma miejsce zwyczajny obiad u babci, który źle lub dobrze się kończy. narzekacie na milion rzeczy, choć to taka hipokryzja, bo wasze największe błędy widać gołym okiem, nie trzeba być spostrzegawczym.
żegnam się z wami, bo szczerze rzygam tym wszystkim. to takie śmieszne, naprawdę. powinnyście w końcu naprawdę ruszyć dupska i zastanowić się, czy głodówka w poniedziałek ma sens, skoro we wtorek świetnie wam idzie, a w środę wpierdalacie wszystko, co tylko znajdzie się w lodówce. pomyślcie też, czy faktycznie chcecie mieć obwisłą skórę i obleśny brzuch nie ćwicząc, a jedynie głodząc się.
(nie mówię oczywiście do wszystkich, niektóre z was całym sercem podziwiam:*)
mama wczoraj powiedziała mi takie coś: 'wiem, że wolałaś ważyć 48 kilo. ale powiedz mi, kiedy miałaś więcej przyjaciół i kiedy lepiej ci się żyło? kiedy chłopaki zaczęli bez przerwy zwracać na ciebie uwagę? jak ważyłaś 48, czy 54? no właśnie. idź spać i pomyśl, czy to wszystko jest tego warte. czy lepiej jest wyglądać jak cień siebie samej z podkrążonymi oczami i mdleć w kościele, czy cieszyć się zdrowiem, a dla formy ćwiczyć, jeść normalnie i nie obżerać się frytkami po nocach.'
odchodzę, bo wolę chudnąć bez was, bez waszej sztucznej pomocy, bez tej zazdrości i śmiesznych notek tutaj.
NEVER AGAIN I hope :)
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24