Piękno
zaklęte w kształcie
muszli.
Ze specjalną dedykacją dla Ciebie, Rudzielcu.
" - Kocham ją - powiedziały trawy za mnie. Usłyszałem jej głos. Zanurzyłem się w jej dłoniach. Eteryczne, lekkie w powiewie, kolorowe łodygi. Nuciły: Gdziekolwiek jesteś, widzę cię. Pewnego dnia otworzę drzwi i wezmę cię w moje ramiona. Źle zrobiłem, że odszedłem. Każdy krok ku domowi jest przeciwko tobie. Gdzie są twoje oczy. Miłosć nie jest sprawiedliwa, jest taka słaba, skoro pozwoliła mi odejść... blisko czy daleko, z mego serca się nie wydostaniesz, ale nawet tu mówić nie możesz, ani szeptać. Zapadałem się. Pewnego dnia jednak odnajdę cię, po śladach łez twoich. Tutaj jestem, ale tu cię nie ma, wiem, że bije me serce, ale jak to możliwe, skoro w tej drodze nie ma światła, a w mroku tylko łez wilgotność czuć. Każdego dnia widzę cię, jak stoisz przede mną, bliżej czy dalej, wierzę, choć wiara boli. Pewnego dnia odnajdę cię, i powierzę ci me serce na zawsze, w dłonie swe je weźmiesz. Ślij więc miłość do mnie. Niech każą wracać, te wszystkie wiatry, które ja mogę zawrócić. Ja jestem potężny. Gdziekolwiek jesteś, ja mogę ciebie wznieść, ja mogę ciebie unieść ku światłu. Odnajdę cię, bo moc wyrwania z tęsknoty posiadę niebawem, bo każdej nocy czuję cię i widzę, każdego poranka kiedy dalej od ciebie, krok po kroku; wiem, że kiedyś przyjdziesz. Blisko czy daleko, gdziekolwiek jesteś moja ukochana, tęsknię tak, że gdybym tylko kawałek szczytu miał i wiatru ciepłego w skrzydła dostał, u twych stóp bym lądował. Odezwij się, bo boli, boli bardzo; nie przechodzi ból, jak wmawiali. I nie kłam mi jak wtedy, że blisko czy daleko, zawsze będziesz przy mnie, bo nie ma cię, nie ma, nie ma... Ja sam muszę zamykać oczy, bo dobudzić się z tego mroku. Ja sam muszę podnosić ręce i szeroko usta otwierać, by wrzask mój ktokolwiek przyciągnął, ktokolwiek krzyk mój osłonił, nim o skałę roztrzaska się."