Wróciłam! Ale było zajebiaszczo! Ja chcę jeszcze raz! Całonocna biba w lesie!
Wprawdzie nie od początku miałam tak dobry humor, miałam raczej ochotę zabić każdego, kto wchodził do domku, gdzie próbowałam się zdrzemnąć i darł się: "Kto tu jest?! Gdzie światło?!". Wrrr...
Potem, gdy naładowałam
osobiste bateryjki, poszłam z dziewczynami na spacer. Mmm, północ, środek lasu, wokół stawy, rechot żab, śpiew ptaka i... te gwiazdy...
"Patrzcie, patrzcie! Wielki Wóz!"
"Gdzie? Tam są tylko gwiazdy!"
Potem towarzycho się wykruszyło trochę, ale to nic, to nic.
Nie było nas raptem coś koło godzinki, półtorej,
wracamy, a tam w istne pobojowisko...
To nic, to nic...
Atmosfera się nie rozsypała
Najfajniej było, jak z
Paulinką poszłyśmy fotografować wschód słońca. Piękny wschód, przy okazji jeszcze uchwyciłyśmy te kilkaset maluczkich żabek... Jejku, takie słodkie maleństwa, takie kruche...
Ech, będzie co wspominać... Ogon jaszczurki, "dziką" glinianą plażę, żabki na drodze, rozmowy o narządach i organach, rozmowy o trzeciej nad ranem, kto w jakim serialu zginie... I ta zimnica, cały czas pomykałam w pożyczonych swetrach!
Ale życie to nie je' bajka, to nie raj, to nie ogród Eden, wróciłam do Opola... A szkoda...
Dziękuję Ci, Paulinko, serdecznie, że mnie wyciągnęłaś na spacer o wschodzie słońca! Mam teraz piękne wspomnienia i piękne fotografie! Dziękuję, Ewuniu, za wspaniałą imprezową noc! Dziękuję wszystkim, którzy tam byli, jesteście najlepsiejsze debestofy! Kocham Was! I odzyskuję wiarę w ludzi!