znowu wszystko wraca, wdech wydech wdech wydech, jest ok
Żyje, wciąż żyje, nie mam dla kogo i nie mam po co, ale sie nie poddaje. Nadal mam nadzieje, że on wróci, że otworzy moje już dawno zmarzniete serce. Uświadomiłam sobie, że nie moge sie poddac, nie teraz nie w tej chwili. Mimo, że jestem nikim, mimo że nie mam osób które będą mnie wspierać, w tych najważniejszych momentach i na skraju załamania, ale ja nie chce odchodzic. Chciałam, bo nie dawałam rady, nie mogłam uporać się z tym bólem, rozdzierającym mnie od środka, ale tak naprawde chce żyć. Chce słyszeć szum wody, śpiew ptaków, czy chociażby płacz dziecka. Niby są to małe szczegóły których nikt nie dostrzega, ale kiedy wahasz sie czy odejsc, dostrzegniesz nawet uśmiech na twarzy, osoby która już dawno sie nie uśmiechała. Dziękuje pewnej osobie, że otworzyła mi oczy, że dzięki niej zrozumiałam, że świat nie jest taki zły, że blizny na rękach, i tak nic nie dadzą, nie przywrócą mi Jego, nie przestane przez to płakać. Wtydze sie, że chciałam to zrobić, że chciałam wszystko zostawic, tyle osób, które mimo kilometrów, i tak mnie kochają. To oni mi dają siłe, oni mi dają siłe i nadzieje, że kiedyś wszystko sie ułoży.