tak to już miesiąc.. mija równo miesiąc od mojego złudnego szczęścia i największej życiowej porażki.. którą właściwie sama właśnie zakańczam i jestem z tego niesamowicie dumna, przynajmniej tyle mogłam zrobić aby nie stoczyć się do końca na samo dno. dziś w kółko 'wechikuł czasu' Dżemu i wiele wspomnień które plączą się w głowie. Żałuje i nie żałuje, mam mieszane uczucia. I wyszło na to że to co w jakims stopniu pogrążyło mnie daje mi również ucieczke i zapomnienie. Tak.. gdyby nie praca to chyba bym zginęła.. faceci są okropni ale jednak oktropnie ich lubie, bardzo.. Jeden telefon, kawa, milion komplementów i głupich żartów hm wszystko to pomaga w powracaniu do normalności. Kocham ich wręcz choć są tak strasznie beznadziejni i wyrachowani lecz przy tym tak mili i czarujący. Dziś przypływ kolejnych informacji który pomógł mi dojść do ostatecznych wniosków z czego również jestem zadowolona.Ale jednak cos dziwnego w środku się dzieje, nie było to w końcu bylo co... hm mozna stwierdzić, że powoli dochodze do siebie.. nie zepsuj tego.
Na biurku leży kartka z funduszu.. i numer cudem zdobyty :) i coo tu robić heh.