Wokół werbli sekund, wyścig Daytona
W środku zgiełku ja, z życiem jak cyrk Monthy Python'a
Muszę kompletować rano uczuć kolaż, będąc kaleki
Czuć nie umiem, jak manekin
Wiem jednak jak to robić, byle zdążyć
Kiedyś sięgałem gwiazd biorąc je za nocnej szaty cekin
Dzień okradał, noc karmiąc umieszczała wyobraźni
Teraz to już tylko osad, dawny jak z papierosa
Kolejno tląc się dogasał, ja widziałem w ten dzień
Który gasił gwiazdy, według odwiecznych zasad
I męczy mnie ten stały falstart
Kiedy pustka bierze moje ciało w zastaw
To ukłon ku temu, żeby stać się kukłą
Gdy nie nadąża za mną cień, dbam o wersów smukłość
By się ustrzec, nie chcę, by znikało szybciej me odbicie w lustrze
[ 2 / 5 ]