Chciałabym powiedzieć, że to już koniec.
Wszystko się skończyło, odeszło.
Może tylko trochę tego czegoś jeszcze zostało...
Nie wiem.
Najbardziej w sobie nie lubię tego, że potem jestem wredna.
I to nie tak, że wredna, wredna.
Tylko tak hmmm... czasem za bardzo.
Nie lubię siebie też po wódce.
Dziwne chore jazdy mam zawsze.
Powtórka z zeszłego roku, heh...
Jakie to wszystko zabawne.
I już tylko 110 dni do najzajebistszej imprezy w moim, zresztą nie tylko w moim życiu.
To będzie prawie jak "słodkie urodziny xD".
Tzn, impreza o niebo lepsza. Powoli, trzeba wypisać te 90 kopert, powkładać zaproszenia. Pokupować plastikowe sztućce, talerze, kieliszki, kubeczki, papierowe obrusiki, balony, zbierać pieniądze na jedzenie i alkohol. Wszystko to trochę podobne do wesela. W sumie nie ważne. Ja, jak także i inni nie mogą się doczekać. Wszyscy wiemy, że jednym słowem będzie niesamowicie.
Mam nadzieję, że te 110 dni szybciutko zleci.
Cały czas czekam.
I się kurwa doczekać nie mogę.