Tysiąc wierszy o miłości i jedna pieśń o rozpaczy.
Bezlitosny krzyk zapakowany w piękne pudełko. Z kokardką.
Szczęście w nieszczęściu.
Jak ptak, który wypadł z gniazda,
ale poleciał.
Nieszczęście w nieszczęściu.
Czy jest jakiś limit?
Przepraszam bardzo, czy przypada może
jakiś
jebany
pierdolony
limit
cierpień na jednego człowieka?