POZNAĆ I ZROZUMIEĆ
2013 rok. Jeszcze przeszło rok temu twierdziłam uparcie, że to wtedy nastał koniec mojego normalnego życia, że wtedy wszystko się skończyło, the end i papa. Jestem teraz chora i będę przez resztę życia pokutować za swoje brzydkie poczynania. Byłam święcie przekonana, że to, co było wcześniej było okej, moje życie nie różniło się zanadto od życia moich rówieśników, a ten nowy etap to wynik mojej głupoty, za którą teraz muszę zapłacić. Ależ się wtedy myliłam...
Po wielu perturbacjach (o których na pewno wspomnę w kolejnych postach) przeczytałam swoją diagnozę: symbol choroby F.20 w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób (ICD-10). Wystarczy sobie wygooglować symbol (taka zagadka dla was ode mnie xd). Do tego doszedł komponent afektywny, zespół uzależnienia od nikotyny oraz leków nasennych i uspokajających (od których mnie uzależniono w szpitalu o czym Wam opowiem). Byłam trzy razy hospitalizowana na oddziale zamkniętym, dwukrotnie przechodziłam trzy miesięczną psychoterapię grupową, co nieco otworzyło mój umysł na analizowanie mojego całego życia. Nie wstydzę się tego. Choroby psychiczne to temat, który trzeba poruszać, trzeba zacząć ludzi uświadamiać, czym one tak naprawdę są, a przede wszystkim czym nie są! I czuję się do tego zobowiązana, jako osoba, która coś wie w tych tematach. Kiedyś podczas terapii stwierdziłam błyskotliwie, że - "ja nie jestem agresywna" - krótkie zdanko, ale zawiera cały sens mojego wpisu. Obalmy jeden mit - choroby psychiczne dotykają ludzi wrażliwych, którzy przeszli w życiu wiele złego, którzy nie potrafią sobie poradzić albo po prostu nie potrafią żyć. To przeważnie my boimy się was. Widziałam w szpitalach przerażające sceny (między innymi znalazłam na podłodze w łazience kobietę, która podcięła sobie żyły), było także mnóstwo śmiesznych sytuacji, ciekawe rozkminy do późnej nocy w palarni... poznałam wiele zaburzonych/chorych osób, dzięki którym jestem teraz tu gdzie jestem, myślę to, co myślę i czuję to, co czuję. Jestem wszystkiego świadoma. Jestem o jedno niebo wyżej w tej świadomości. Pamiętam z tamtych czasów tylko jednego Pana (!), który był agresywny. Następnego ranka, po podaniu leków, był już potulny jak baranek. Na oddziałach nawiązały się przyjaźnie, które trwają do dziś, nieszczęśliwa miłość (o tym też opowiem xd), a także mój związek z Z. Każda osoba zaburzona/chora, którą spotkałam co prawda w jakimś sensie zagubiona, cierpiąca, zmęczona, na wyczerpaniu... wniosła w moje życie pewną wartość. Nie zamieniłabym tego doświadczenia na żadne inne. Uświadomiłam sobie, że 2013 to nie był koniec. To początek. Początek świadomego patrzenia na siebie. Początek życia w zrozumieniu siebie, początek procesu normalizacji. 2013 rok to wybuch mojej choroby. Dziś wiem, że rozwijała się podstępnie, przez lata, cichutko, tak żeby nikt nie zauważył od razu, od czasów kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Dziś to wiem. Dziś chcę Wam o tym opowiedzieć. Bez ogródek, po prostu. W 2013 zaczęłam żyć.
Halko
Mam nadzieję, że u Was wszystko okej. U mnie aktualnie wszystko się fajnie układa. Dzisiaj miałam bardzo intensywny dzień, bo od rana terapia, a później 6 godzin studiowania pedagogiki, wizyta u Gosiuni i trip samochodem. Niedługo w końcu obie odpoczniemy i z moją Z wybiorę się do Doktorka, wypalić CBD tak dla zdrowotności
Za nami już pierwsza rocznica związku i urki Z. Było naprawdę super, jak nigdy w sumie. W sensie nic nie przebije moich 25. urodzin, ale te Jej urodziny teraz były wyjątkowe. Od połowy października zaczęły się zajęcia na uczelni. Dostałam się na wymarzony kierunek i spełniam jedno ze swoich marzen o pójściu na studia. Wpadła już nawet pierwsza piąteczka. Poza tym poznałam kilka świetnych dziewczyn. Troszkę się ich cykałam na początku, ale po krótkim czasie zintegrowałyśmy się. Nasza Siła Kobiet jest przenaj! Nawet wykładowcy byli pod wrażeniem, że po jednym spotkaniu offline, mamy ze sobą taki świetny kontakt i przepływ informacji. Jestem z siebie dumna, że dałam im się troszkę już poznać, bo kiedyś przyznam było z tym ciężko
Wykładowcy nie próżnują, mam już mnóstwo prezentacji do zrobienia, eseji, recenzji itp. Dużo tego, a Pan Szumiąca Sosna bierze nas wszystkie z zaskoczenia i dodaje zadania w piątki w nocy o niczym nie informując. Taki z niego agent, weekend jest czas na zadanko z filozofii xdd ale już go rozgryzłyśmy także sytuacja opanowana
Celowo dodaję wpis dopiero po miesiącu, ponieważ zastanawiałam się, czy ktoś tu do mnie zajrzy po takim czasie nieobecności. Od dzisiaj posty bedą pojawiać się regularnie. Myślę, że na pewno raz w tygodniu. Naszło mnie na notatkę, tak bardzo chcę pisać, że aż mi się ręce trzęsą, a kilka dni temu patrzyłam tępo na ekran nie wiedząc, którą literkę wcisnąć... Typowe, jeżeli o mnie chodzi