Nie potrafię normalnie zamknąć oczu i usnąć. Zawsze się wierzgam po tym cholernym łóżku i mówię sama do siebie 'Proszę, śpij', później do jakiejś siły wyższej 'Proszę, daj mi spać'. Potem się irytuję, zazwyczaj podnoszę do góry nogę żeby trochę Ją rozciągnąć, opuszczam, zmieniam pozycję, denerwuję się jeszcze bardziej bo spać nie mogę. I i tak nie usypiam, bo nie umiem. Rano się cieszę, że w ogóle udało mi się to zrobić, czas leci tak wolno a na myśl że tyle godzin marnuje się na sen jestem przerażona.
No już nie licząc tej godziny z hakiem to zostało mi 7 dni do moich urodzin. Za 8 dni będę stara, nie będę już mogła nazwać siebie dzieckiem, nie będę mogła nazwać siebie niedojrzałą, bo będę po prostu stara. Będę starą małolatą, którą dorośli będą traktowali podobnie do dziecka, ale już dorosłego. Nie chcę być dorosła.
Rozmyślałam sobie przed chwilą, zanim się nie uniosłam i nie wstałam z łóżka - że są dwie rzeczy, które chciałabym cholernie i których świadomość nie-wystąpienia mnie rujnuje. Albo chciałabym móc cofnąć czas, najlepiej z pewną częścią 'bagażu' tego, co teraz, albo - dostać od jakiegoś magicznego Dżina Wieczną Młodość. Tak w wieku 18-20 lat chciałabym się zatrzymać i móc żyć ile tylko zechcę. Bo czas który przemija, mnie zabija, przeraża na śmierć. Żadnej najprawdziwszej miłości, bogactwa, sławy. Chciałabym być młoda przez nieokreślony, albo chociaż przeze mnie wybrany czas, żeby spełnić swoje marzenia i nie bać się o każde jutro i każdą niewykorzystaną chwilę.
Na znak moich urodzin przez tydzień będę Panienką w żałobie. Małą, Zamykającą oczy przed prawdą i zawsze wierzącą w to, co myśli, małą Dziecinką. Pewną tego, że może osiągnąć wszystko, co chce, że więcej światów niż ten istnieje, że będzie jeszcze w tym świecie brana za osobę, która po prostu wie czego pragnie i dąży do tego po trupach. Nie za smarkatą chamkę.
Dobra, idę idę idę.