Gdyby nie byla moja przyjaciolka pewnie bylaby moja zona. :3 Obiecalismy sobie kiedys, ze jak w wieku 40 lat jeszcze nikogo nie znajdziemy to wezmiemy ze soba slub, przynajmniej beda prezenty i kasa.
Mam ostatnio takie troche male zalamanie, pewnie zwiazane z jesienia. Przyszedl czas na zastanawianie sie, czy dobrze prowadze swoje zycie, czy dobrze ukladam swoja przyszlosc i czy bede z tego kiedys zadowolony i nie bede zalowal. Przyjechalem na dlugi weekend do mamy i czuje sie w koncu dobrze. Brakuje mi jej w Krakowie, brakuje mi calej rodziny i zastanawiam sie, czy nie wrocic spowrotem do Warszawy. Nie lubie mieszkac sam, jest tak pusto, ze nawet dzwiek szklanki, ktora stawiam na stole przyprawia mnie czasem o dreszcze. Nigdy nie bylem az tak bardzo rodzinnym czlowiekiem, ale odkad sie wyprowadzilem nie ma dnia, zebym nie myslal co sie dzieje z moimi domownikami, czy wszystko jest w porzadku i czy nic zlego sie nie stalo. Snuje sie po tych krakowskich ulicach i mam dosyc tych wiecznych podrozy. Poza tym w glebi duszy jednak czuje, ze ta opluwana, brudna i smierdzaca Warszawa to na zawsze bedzie moje ukochane miasto, w ktorym czuje sie najlepiej. A jeszcze przy okazji ojciec za granica i chociaz nie do konca mam chec, czasem wypada go odwiedzic... Tyle dylematow, tak malo czasu.
Jestem troche sfrustrowany, bo sluchajac dzis radia przez 3 godziny slyszalem 5 razy te sama piosenke i 10 razy te sama reklame. Eh gdzie sie podziala porzadna muzyka, dobrzy specjalisci i swiat, ktorym nie rzadzi pieniadz?