Lektura scenariuszy 'Dekalogu' Kieślowskiego & Piesiewicza oraz zdarzenia ostatnich dni po raz kolejny skierowały moją uwagę na czas, na chwilę, która przemija nieodwracalnie.
Tak łatwo o tym zapominam. Traktuję 'teraz' jak przedsionek, poczekalnię do przyszłości. Zgadzam się, by wyglądało tak, jak wyglada, licząc na to, że 'jutro' będzie już takie, jakie chcę, by było.
Żyję nim. Jutro jest worem bez dna, bez granic, bez końca. A przecież 'koniec' jest, wiem to na pewno.
Myśl o 'końcu' nie przytłacza mnie w tej chwili, lecz jakby motywuje, by każdy dzień przeżywać tak, jakby miał być tym ostatnim.
Czy mi się uda? Chcę spróbować.