Uświadomienie sobie tego zajęło mi sporo czasu, patrząc na datę z ostatniego wpisu jaki tu dla Was zostawiłam. Przykro mi. Nie podołałam zadaniu. Myślałam, że nie prowadząc bloga też dam sobie radę. Że będę uważała na to co jem. Że będę dzień w dzień ćwiczyła. Gówno prawda. Znaczy się... chciałabym wymazać cały lipiec. To fakt. To właśnie wtedy było ze mną najgorzej. Czy dam radę teraz? Spróbuję. Po raz ostatni. Jeśli teraz nie dam rady, to kończę z tym. Kiedy warzyłam się dwa miesiące temu ważyłam 74kg przy wzroście 177cm. Jaka jest moja obecna waga? Nie wiem . Nawet gdybym była tego ciekawa, to nie mam jak sprawdzić. Moja waga łazienkowa odmówiła jakiś czas temu posłuszeństwa. Spokojnie, w przyszłym tygodniu kupuję nową. Chciałabym taką z pomiarę tkanki tłuszczowej oraz wody w organizmie. Co o nich sądzicie? Warto taką kupować? Tak więc zaczynam od jutra. Trzymajcie kciuki, again.
Słodkich snów, motylki :*