Czekam na moment, w którym zza moich pleców wyskoczy kamerzysta z okrzykiem "mamy cię" lub wreszcie obudzę się i okaże się, że to był wytwór mojej chorej wyobraźni. Kiedyś będę się z tego śmiała. Zresztą z taką rodzinką i przyjaciółmi nie sposób długo się smucić (:
Dzisiaj kino z Domi, jutro nareszcie (!) z Wiki, pojutrze w końcu (!) z Beatą, piątek zakończenie i uro Pauli + noc nie-spania z Domi, sobota grill w Zielonce, później Tryszczyn itd.. I mam nadzieję, że zapomnimy.
Dziękuję.