z mojego słownika powoli zanika zwrot 'kurwa, idę, muszę się napić', czyli zmienia się powoli wszystko wokół, choć ewidentnie definitywnie dobrej wódki nie odmówię nigdy. ludzie jednak ciągle pozostają kategorycznymi hate, choć z mniejszą irytacją w wydźwięku
sama sobie dziwię, ze potrzebowałam aż czterech miesięcy, żeby pojąć, ze nawet jeśli wybaczę zdradę, to nie zaufam, a po co do kurwy komuś taki związek
robi się zimno oraz zimno bez śniegu jest zimnem co najmniej niespełnionym, a że zima darzy mnie miłością platoniczną jednostronną to dwa
jest dobrze i będzie już tylko lepiej, i to są przejawy resztek, albo i nie resztek, a całości wysiłku mojego optymizmu, którego we mnie najmniej, biorac pod uwagę całokształt
no i w końcu kupiłam rękawiczki, takie jednopalczaste, żeby nie marznąć i za dużo nie palić, jeszcze tylko muszę sobie skminić takie sznureczki, coby je przełożyć przez rękawy i nie zgubić w stanie błogiej nietrzeźwości,
a no i nic nie zgubiłam ostatnio po pijaku, jakby kto chciał wiedzieć