To zdjęcie jest już jawną żenadą, no ale niestety:) Niedługo na brak fotek nie powinnam narzekać, a teraz jakoś trzeba przecierpieć;)
Właśnie dobiega końca drugi dzień nowego roku akademickiego. Muszę przyznać, ze bałam się tego rozpoczęcia, no ale jak widać nie taki diabeł straszny;) Pierwsze dwa tygodnie raczej nie obfitują w nadmiar zajęć.. Także wolnego czasu jest mnóstwo. No ale już niedługo wszystko się rozkręci. Póki co spokojnie pierwsze seminarki, ćwiczenia i wykłady... Główny przedmiot drugiego roku- biochemia wydaje mi się bardzo interesującym i logicznym (na szczęście), bo póki co pięknie wynika mi jedno z drugiego, nie ma typowego, „anatomicznego” klepańska (dzięki Ci, Panie), można zakombinować, pomyśleć i wychodzi... Taką naukę sobie cenię, no ale to dopiero początki, a przedmiot jest nieziemsko trudny, więc zobaczymy jak będzie. Póki co mój zapał został gwałtownie ostudzony, bo trafiłam na coś ciężkostrawnego i już wszystko zaczęło mi się mieszać:/ To trzeba będzie powtarzać milion razy jak anate dokładnie.. No ale póki co luzik, miło i przyjemnie, oby tak dalej.
Powrót na uczelnię oczywiście nie tylko nauka, ale również (a może przede wszystkim:P) gwałtowny rozkwit życia towarzyskiego:) Pierwsze imprezy i wypady zaplanowane, także zapowiada się ciekawy weekend;)
Rzeczą, która wybitnie mi się nie podoba, to podział naszej grupy na ćwiczeniach:/ Przy obecności ok. 20 dziewczyn na sali oraz przedstawiciela płci męskiej w ilości sztuk jeden, naprawdę ciężko wytrzymać:P I tak przez cały rok na większości zajęć- rewelacja. Niedobór panów jest niewątpliwie dużym minusem tej uczelni:P
Ok, to na dzisiaj tyle, więc miłej nocy życzę;)
Pozdrawiam.