TĘSKNIĘ za słońcem, ciepłem, palmami, szumem jeziora, wielkimi falami, które oglądaliśmy w nocy, za problemami przy barze i za śmiechem na jadalni, za sztormami i za połamanymi balkonami w restauracji, za dogryzaniem sobie nawzajem, za kłóceniem się o to, kto za kogo pójdzie do pracy, by druga osoba mogła odpocząć, za karaoke party, na które szliśmy o drugiej w nocy, za tańcem na ławce z winem w ręce, za problemami w kuchni, za podkradaniem cytryn z drzewa sąsiadów, za wycieczką do Mediolanu i za sto wypadów do najbliższego miasta, za żywcem na EXPO i za biegnięciem na ostatni pociąg, za szukaniem dobrej, prawdziwej włoskiej pizzy, za naszym małym miejscem na ziemi, za nocnymi pogaduchami, za schodzeniem do piwnicy, za schładzaniem wód w hurtowych ilościach, za codziennym szkoleniem swojego języka angielskiego w potyczkach z klientami, za rozmowami po Włosku, których chcąc niechcąc musiałyśmy słuchać dzień w dzień, za tańcem z przypadkowymi ludźmi w przypadkowej knajpce przy drodze, za drinkami na dachu, za rozlewaniem szampana, za świętowaniem moich urodzin i innych okazji, za patrzeniem w gwieździste niebo, za kąpielą w jeziorze, za opalaniem się na mahoń, za tym, że wszystko było beztroskie, tęsknie za ciężką pracą, którą musiałam wykonywać po 14 godzin dziennie, kochałam to, najbardziej tęsknie za ludźmi, któych poznałam. Za tymi przypadkowymi, jak i za tymi, którzy dużo wnieśli do mojego życia... life is life... czas wrócić do rzeczywistości *pstryk*